Podobno dzieci są owocami miłości. Przychodzą tu, pojawiają
się na skutek połączenia. Wówczas, gdy scalają się ze sobą głodne dusze, gdy
spajają się spragnione miłości i dotyku ciała, gdy zwierają się poranione i
pokomplikowane psyche. Niekiedy dzieci bardzo pragną się narodzić, pomimo
deficytów swoich rodziców, pomimo niewłaściwego ku temu, wydawałoby się, czasu
i miejsca, mimo , że ich pośredni twórcy podświadomie są dla siebie wrogami.
Siła tchnienia narodzin jest Wielka. Nie
dba o skutki, warunki i rokowania. Dzieci wówczas , są jedynie
przedstawicielami Życia, ogromnego parcia instynktu przedłużenia gatunku ,
przetrwania jako zbiór jednostek. Dopiero później , wskutek dojrzewania i
rozwoju, jeśli mamy wiele szczęścia i spotyka nas Łaska, dostrzegamy , że
jesteśmy przeznaczeni do Miłości. I mamy szansę realizacji tego jedynie
przekraczając wszystkie te stworzone strategie, działające w służbie Siły
Przetrwania , która nas tu sprowadziła. Jednak właśnie to dojrzewanie i rozwój
to z reguły mniej lub bardziej gwałtowny ocean cierpienia z widokami na wyspy
radości i dryfujące w nim nasze ukochane
istoty. Krople zanurzone w bezkresie wody. Możemy podpalić ten ocean i
zafundować piekielny sztorm, możemy towarzyszyć im , mimo własnych
niedoskonałości, w podróży do ich wnętrza po najistotniejsze odpowiedzi, a
właściwie po odkrycie najwłaściwszych pytań. Możemy regularnie okaleczać nasze
dzieci , przydeptując im skrzydła i okazując ciągły brak zaufania w ich
przyrodzoną niewinność. Możemy też otaczać je bezpieczną, bez wysiłkową przestrzenią
i w niewidzialny sposób kierować ich serca w stronę mocy , kompetencji i
swobodnej radości. Możemy straszyć i trwożyć ale też się wygłupiać i brykać do
woli. W końcu możemy ich katować niezliczoną ilością „hobby” i zainteresowań
zaszczepionych pod naporem własnego
niespełnienia lub możemy słuchać , obserwować, rozmawiać i dzielić się nawzajem
własnymi perspektywami i nie podważa to w ogóle naszej roli jako rodzica ale
właśnie ją humanizuje. Wiele zależy od Nas. Ale nie wszystko.
I nadchodzi rozstanie, rozwód, rozdzielenie, katastrofa,
huragan ostateczny, lub upragniony kres permanentnej wojenki. Rozpad rodziny,
jej koniec, pod naporem miecza rozcinającego wątpliwą całość. Społeczna porażka
cynicznej struktury, koniec złudzeń, marzeń, utrzymywanej na siłę wspólnoty,
zakończenie cichych, bitewnych, partyzanckich konfliktów i przejście na otwarte
pola walki i wojny o wszystko. Nieuniknione i przewidziane, odsunięte w czasie.
Z zaskoczenia, nagłe, z trójkątem w tle albo na pierwszym planie. Oczekiwane, zaplanowane w szczegółach,
spontaniczne, w afekcie, radykalne w swej sile. Czasami wypala się to wszystko
co nas łączyło, wyczerpuje się paliwo wspólnego trwania, wtedy ból i jego
skutki bywają łagodniejsze.
Ale dzieci cierpią. Zawsze. Najbardziej.
Niby to wiemy wszyscy. Ale czy na pewno ? Czy wiedzą to matki
robiące ze swych córek i synów powierników własnego cierpienia, żalu , goryczy
i skrzywdzenia? Matki obarczające swe ukochane, obronione dzieci, wiedzą „około
małżeńską” i subiektywnymi faktami wydarzeń poprzedzających rozpad, nie dbając
o podsłuchiwanie rozmów telefonicznych? Czy wiedzą to matki, które sugerują i
naciskają podświadomie lub nieświadomie, aby dzieci były po ich stronie, aby
się opowiedziały , aby je chroniły, wspierały, pocieszały, rozumiały i uczestniczyły
tym samym w tym sztormie w sposób aktywny? Czy wiedzą to matki, które mówią i
przekonują dzieci ,że to wszystko wina ojca, jego charakteru, osobowości a One
same starały się zawsze i za wszelką cenę i się poświęcały? Czy wiedzą to
matki, które insynuują i oskarżają ojców o zachowania pedofilskie? Czy wiedzą
jaki obraz ojca tym samym przedstawiają dzieciom? Czy wiedzą to matki, które
przedkładają swe skrzywdzenie i urazę nad właściwy kontakt ojca z dziećmi ? Czy
zdają sobie sprawę ,że dzieci potrzebują obecności obojga rodziców tak samo?
Czy pojmują ,że utrudnianie kontaktów, ich blokowanie i nieszanowanie prawa
ojców do nich , obróci się przeciwko nim? Dzieci obserwują i widzą. Czy wiedzą,
że zamiast rozjątrzać i eskalować skutki rozpadu musimy wspólnie łagodzić jego
wpływ na dzieci? Dzieci nie są dorosłe, nie są temu winne, a opowiadając się po
którejś ze stron, już u źródła tego faktu, mają poczucie winy, które skutecznie
gasi w nich dziecięcą radość. Czy wiedzą to matki, które nie szanują ojców
swych dzieci swymi postawami, czynami i rozmowami czyniąc potomstwo ku temu własną
widownią? Czy wiedzą to matki, które
próbują ukarać tych złych, podłych, byłych partnerów i mężów za swoje
cierpienie, nie licząc się ze zdaniem ojca i nie biorąc go pod uwagę w ważnych
decyzjach wychowawczych dla dzieci ? Czy wiedzą to matki, które uważają ,że ich
sposób wychowania, styl, światopogląd, przekonania religijne, i kształtowanie
dzieci są jedyne i właściwe? Czy wiedzą to matki, które egoistycznie przejmują
cały ciężar odpowiedzialności za dzieci, aby potem opowiedzieć światu, że
musiały, nie miały wyjścia i aby ten świat wówczas docenił ich wysiłek,
poświecenie i je pochwalił ? Czy wiedzą to matki, które kłamią, manipulują i
wykorzystują wieź z dziećmi do podtrzymywania wyimaginowanej walki z byłym
partnerem? Czy wiedzą to matki trawione wewnętrznie zawiścią, wrogością i
pragnieniem zemsty, którego nie da się kontrolować i które roztacza się
okręgiem i pochłania niewinne istoty ? Czy wiedzą to matki, które wciąż noszą w
sobie tyle złości i urazy oraz goryczy, że wypływa to z ust dzieci oraz w ich
czynach w czasie spotkań z ojcami i że One są emocjonalnymi przekaźnikami tego
jadu? Czy wreszcie wiedzą to matki, które ubóstwiają role ofiar, bo dają im
uwagę wszystkich, współczucie, zrozumienie i paliwo dla podtrzymywania
nienawiści ? Czy te ofiary wiedzą, jakie komunikaty trafiają do dzieci i jaki
obraz kobiety jest im przekazywany? Czy
One zdają sobie sprawdzę, że dzieci potrzebują mieć dorosłych rodziców, że nie
mogą być mieszane w nasze sprawy ,że mają niezbywalne prawo do bycia dziećmi,
nie powiernikami dorosłych ? I tak, dla nich świat stanął na głowie i zmusił do
bycia w sytuacji niezwykle trudnej i bolesnej.
Kobiety, które tak bardzo kochają swoje dzieci.
Jasne.
